niedziela, 23 lutego 2014

po mojemu

gap year - szkoła - 

lekcje angielskiego w liceum były zarówno nieciekawe jak i nic-nie-wnoszące-do-naszego-życia
muszę jednak przyznać, że znalazła się jedna godzina pośród miliona zajęć, która dla odmiany coś zmieniła
przeczytałam tekst o wdzięcznym tytule GAP YEAR
rzetelnie i skrupulatnie
zdaje się, że to był pierwszy rok nauki w liceum
ale już wtedy byłam prawie pewna, że to coś dla mnie
po dwóch latach prawie zmieniło się w pewność absolutną :) 

dlaczego?
bo ta pewność urodziła się na niepewności
nie byłam przekonana jakie studia wybrać
choć przez długi czas wiedziałam, że chcę studiować prawo
i profil w liceum nawiązywał do tego, bo i wos rozszerzony i historia
i rodzina wiedziała i cały świat
jednak postanowiłam zmienić zdanie i nie studiować niczego


15 maja miałam ostatnią maturę
był naprawdę piękny i naprawdę słoneczny dzień
a po wyjściu ze szkoły naprawdę miałam ochotę płakać ze szczęścia
i pić piwo
litrami :)





wakacje okazały się cudowne
plany na później też


przed woodstockiem zamówiłam bilet do Anglii
nie bez przyczyny na 27.08



na lotnisku czekał na mnie mój najlepszy przyjaciel
który dziwnym trafem miał w tym dniu urodziny


i tak 27.08 zaczęło się coś nowego
otworzyłam kolejne drzwi 
i nie żałuję :)


czwartek, 20 lutego 2014

gap year

czyli jak coś zyskać tracąc.
bo skoro 'gap' to po angielsku dziura, luka, coś co ucieka to możemy być pewni że coś stracimy.
niekiedy rok studiów, pracę - innym razem po prostu uciekniemy od codzienności, obowiązków, planów na przyszłość.
nierzadko 'year' zamienia się w okres dłuższy niż rok.

inicjatywa współczesna, choć korzenie ma nieco dalej bo w XVII wieku. 
zaczęło się na wyspach, niepokorne dusze młodych arystokratów potrzebowały czegoś więcej niż własnego, zwykłego środowiska.
potrzebowali zmian, doświadczenia a to z kolei upatrywali sobie w podróży życia, nazywanej Grand Tour.
brano więc kosztowności, walizki, walutę i ruszano - po wiedzę, po nowe horyzonty, po doznania, w dużej mierzę po sztukę.
ale najczęściej po to, żeby po prostu ruszyć. 

teraz robimy to samo z tą różnicą, że walizki zamieniane są najczęściej na plecaki a kosztownościami staje się aparat i wygodne buty. i pieniędzy mamy raczej mniej bo w końcu chodzi o to, żeby zżyć się ze światem a nie z jego produkcją. to wcale nie oznacza spania na sianie, ale idea obraca się raczej przy małym budżecie.

i wtedy i teraz zależało na tym, żeby się rozwijać, poznawać ludzi, dzielić z nimi nowe wyzwania, uczyć się tego co nowe, szlifować to co stare - otworzyć umysł i serce. 

to może być wyjazd do Czech i praca na zmywaku 
(nie kusi? a pracowałeś kiedyś z Czechem? myłeś czeskie talerze po czeskich klientach? czesałeś się czeską szczotką?)
to może być wolontariat w Australii i pomoc przy czyszczeniu rafy koralowej
to może być prawie wszystko
ale to musi być Twoja decyzja i to Ty musisz czuć jej zamysł


ja poczułam