niedziela, 2 marca 2014

kocham cię jak irlandie



czyli tytuł piosenki, którą uwielbiam i kraj do którego wracam po raz kolejny
Irlandia – naprawdę zielona wisienka na naprawdę smacznym torcie
tym razem wyjazd był dość krótki, ale wystarczył żeby zwiedzić, zobaczyć, 
się pośmiać, się zdziwić, wrócić zadowolonym i naprawdę zmęczonym
Ennis, Shannon, hrabstwo Clare
nie wiem jak wygląda to w innych okolicach ale tutaj zieleń na zieleni wyprzedza się 
z krową na krowie
urocze wąskie drogi (mniej urocze dla kierowców) prowadzą na klify
najbardziej znane Cliffs of Moher przyciągają miliony turystów i nie-turystów
strzeżone i ogrodzone zwieńczone tabliczką, że dalej idzie się już tylko na własną odpowiedzialność
podobno tam zabija się najwięcej ludzi,
podobno - bo szczerze mówiąc brakuje rzetelnych informacji na ten temat
co nie zmenia faktu, że zawsze znajdą się chętni którzy pójdą dalej
w najwyższym miejscu klify osiągają ponad 200 metrów
co porównywalne jest z dziesięcioma ósmymi piętrami
nie ukrywam, że to własnie tam adrenalina jest największa
w szczególności gdy zbliżysz się jak do krawędzi, położysz płasko na ziemi 
i spojrzysz w dół
- co prawdę mówiąc ani nie wygląda bezpiecznie, ani bezpiecznie nie jest
ale dopóki nie spadniesz, zapewniam że przeżycia są niezapomniane ;)
a świadomość swojej maluczkości wobec świata naprawdę realna







w Irlandii nie można zapomnieć o wypiciu Guinessa czyli ciemnego piwa, które swą popularność zyskało na wyspie dzięki irlandzkiemu przedsiębiorcy o tym właśnie nazwisku
(teraz piwo znane i lubiane jest wszędzie ale nikt nie ma wątpliwości skąd pochodzi)
przypuszczam również że wszędzie można dostać owcę – symbol tejże wyspy – nieważne czy szklaną, metalową czy pluszową - warto ją przy sobie mieć
nie można też nie pójść, nie zobaczyć, nie usłyszeć słynnej irlandzkiej muzyki, wszechobecnej na wyspie
nieistotne czy to pub czy sklep z pamiątkami – wejdźcie tam




angielski funciak zamieniony jest na wszystko-za-euro
a Primark to nic innego jak Penneys
więc bez obaw, angielska siostra nie zaskoczy Cię cenami

+
podejrzewam, że nie każdy kojarzy Travellersów
czyli irlandzkich cyganów, mieszkających w przyczepach kempingowych
do których nikt poza ‘swoimi’ raczej nie przychodzi
przeciętny irlandczyk  nie lubi przeciętnego travellersa
a przecietny travellers nie przepada za przeciętnym irlandczykiem
z racji tego, że nie chcę rodzić stereotypów na podstawie historii, które zasłyszałam 
i które były tylko i wyłącznie złe i negatywne względem travellersów
muszę powstrzymać się od opinii, bo nie chcę generalizować
ale nie ulega wątpliwościom, że warto wiedzieć że istnieje taka grupa
żeby potem się niepotrzebnie nie dziwić






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz