czyli tytuł
piosenki, którą uwielbiam i kraj do którego wracam po raz kolejny
Irlandia –
naprawdę zielona wisienka na naprawdę smacznym torcie
tym razem wyjazd
był dość krótki, ale wystarczył żeby zwiedzić, zobaczyć,
się pośmiać, się
zdziwić, wrócić zadowolonym i naprawdę zmęczonym
Ennis, Shannon, hrabstwo Clare
nie wiem jak wygląda to w
innych okolicach ale tutaj zieleń na zieleni wyprzedza się
z krową na krowie
urocze wąskie
drogi (mniej urocze dla kierowców) prowadzą na klify
najbardziej znane
Cliffs of Moher przyciągają miliony turystów i nie-turystów
strzeżone i ogrodzone zwieńczone tabliczką, że dalej idzie się już tylko na własną odpowiedzialność
podobno tam zabija się najwięcej ludzi,
podobno - bo szczerze mówiąc brakuje rzetelnych informacji na ten temat
co nie zmenia
faktu, że zawsze znajdą się chętni którzy pójdą dalej
w najwyższym
miejscu klify osiągają ponad 200 metrów
co porównywalne jest z dziesięcioma
ósmymi piętrami
nie ukrywam, że
to własnie tam adrenalina jest największa
w szczególności
gdy zbliżysz się jak do krawędzi, położysz płasko na ziemi
i spojrzysz w dół
- co prawdę
mówiąc ani nie wygląda bezpiecznie, ani bezpiecznie nie jest
ale dopóki nie
spadniesz, zapewniam że przeżycia są niezapomniane ;)
a świadomość swojej maluczkości wobec świata naprawdę realna
w Irlandii nie
można zapomnieć o wypiciu Guinessa czyli ciemnego piwa, które swą popularność
zyskało na wyspie dzięki irlandzkiemu przedsiębiorcy o tym właśnie nazwisku
(teraz piwo znane
i lubiane jest wszędzie ale nikt nie ma wątpliwości skąd pochodzi)
przypuszczam
również że wszędzie można dostać owcę – symbol tejże wyspy – nieważne czy szklaną, metalową czy pluszową - warto ją przy sobie mieć
nie można też nie pójść, nie zobaczyć, nie usłyszeć słynnej irlandzkiej muzyki, wszechobecnej na wyspie
nieistotne czy to
pub czy sklep z pamiątkami – wejdźcie tam
angielski funciak
zamieniony jest na wszystko-za-euro
a Primark to nic
innego jak Penneys
więc bez obaw, angielska siostra nie zaskoczy Cię cenami
+
podejrzewam, że nie każdy kojarzy Travellersów
podejrzewam, że nie każdy kojarzy Travellersów
czyli irlandzkich cyganów, mieszkających w przyczepach kempingowych
do których nikt poza ‘swoimi’ raczej nie przychodzi
przeciętny
irlandczyk nie lubi przeciętnego
travellersa
a przecietny
travellers nie przepada za przeciętnym irlandczykiem
z racji tego, że
nie chcę rodzić stereotypów na podstawie historii, które zasłyszałam
i które były tylko i wyłącznie złe i negatywne względem travellersów
muszę powstrzymać się od opinii, bo nie chcę generalizować
ale nie ulega wątpliwościom, że warto wiedzieć że istnieje taka grupa
żeby potem się niepotrzebnie nie dziwić
muszę powstrzymać się od opinii, bo nie chcę generalizować
ale nie ulega wątpliwościom, że warto wiedzieć że istnieje taka grupa
żeby potem się niepotrzebnie nie dziwić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz